MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Porty muszą być zabezpieczone. To cel sabotażu. Obraz rosyjskiej agentury w Polsce

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Porty, podobnie jak cała infrastruktura krytyczna, muszą być zabezpieczone przed atakami terrorystycznymi, dywersją i sabotażem
Porty, podobnie jak cała infrastruktura krytyczna, muszą być zabezpieczone przed atakami terrorystycznymi, dywersją i sabotażem Archiwum Polskapress
Szacuję, że na terenie naszego kraju może być około tysiąca członków rosyjskich, zakamuflowanych grup rozpoznawczo-dywersyjnych, chcących atakować naszą infrastrukturę krytyczną, w tym porty – mówi Maciej Lisowski, kpt rez., obecnie analityk wojskowości. Rozmawiamy także o zdradzie Tomasza Szmydta, szkodach jakie spowodował dla naszego kraju.

Jak wielkie szkody spowodował Tomasz Szmydt swoją zdradą? Eksperci wskazują, że jego współpraca z białoruskimi, czyli faktycznie rosyjskimi służbami, mogła trwać wiele lat…

Szkody mogły być najpoważniejsze, kiedy Tomasz Szmydt był, jak można przypuszczać, czynnym aktywem białoruskim w Polsce i działał, w sposób zakamuflowany na rzecz wywiadu tego wrogiego nam państwa. I zwróćmy uwagę - tylko w poprzednim roku orzekał on w około 150 sprawach odwoławczych związanych z poświadczeniami bezpieczeństwa, pozwalającymi m.in. na pracę z tajemnicami państwowymi. I miał tu, niestety, wgląd do specjalnych ankiet – dokumentów, przy których wypełnianiu każda starająca się o poświadczenie osoba musi przysłowiowo „zdjąć galoty”.

Tłumaczyć się całkowicie ze wszystkiego. I informacje z tych ankiet Szmydt przekazywał prawdopodobnie na Białoruś, a jak nietrudno się domyślić, ostatecznie trafiać one mogły do Moskwy. Taka wiedza mogła być wykorzystywana przez Rosjan do prób kompromitowania wielu osób, a przez to do pozyskiwania ich do współpracy, werbunku i tak dalej. W takim wypadku byłby to najbardziej szkodliwy etap działalności Szmydta. Potem, najprawdopodobniej spanikowany, czując się zagrożonym działaniami operacyjnymi naszych służb, a wiedział, że pryzmat jego finansowych „sztosów” może być bardzo czytelny, zdecydował się ewakuować na Białoruś. I jak wiele wskazuje, decyzję tę podjął samodzielnie, bez wiedzy swoich prawdopodobnych mocodawców. Z chwilą jego przybycia do Mińska i ujawnienia, wartość materiałów, które mógł dostarczać Białorusinom radykalnie spadła.

Musieliśmy zminimalizować szkody...

Z definicji wszyscy wszystkie sprawy, którymi zajmował się Tomasz Szmydt, trafiły na „wirówkę”, jak to mówi ppłk. Maciej Korowaj (oficer wywiadu wojskowego rezerwy, obecnie cywilny analityk -red.). Całość będzie dokładnie sprawdzana, odsiewana, filtrowana. I to już się dzieje od momentu ucieczki Szmydta. Osoby, z którymi miał kontakt, których sprawy prowadził, zostały „w reżimie higienicznym” odsunięte od wszelkich spraw. Jeżeli zostały one wcześniej np. skompromitowane, białoruski i rosyjski wywiad do nich dotarł i np. szantażował, to wszystko to zostanie sprawdzone, choć nie wykluczam, że ustalenie stanu rzeczy potrwa jakiś czas. Inna kwestia jest jednak w tym, że biblioteka informacji, którą dostali Białorusini i Rosjanie od Szmydta będzie poważnym źródłem do dalszych prac dla ich służb, do obierania kolejnych celów – np. osób do werbunku. On sam może wskazywać kolejne cele, ponieważ utracjuszowskie życie jakie prowadził, przyciągało go do innych tego typu ludzi. Zatem faza sanitarnej izolacji będzie dotyczyć właściwie wszystkiego i wszystkich wokół Tomasza Szmydta.

Jeżeli np. grał w pokera z kimś w jakimś miejscu, to muszą takie osoby zostać sprawdzone. Oby tylko starczyło zasobów kadrowych naszej kontrwywiadowczej służby, żeby mogli się tą sprawą zająć tak szeroko jak wymaga tego sytuacja. Bo czynności sprawdzające muszą być wielopoziomowe, wielowątkowe, wieloaspektowe. One mogą dotyczyć nawet setek osób. Jest jeszcze jedna kwestia – Szmydt pokazywany jest przez Białorusinów jako ktoś ważny, jako wartościowe aktywo, które mieli w Polsce – „pompują” go dość mocno pokazując go w towarzystwie szefa białoruskiego wywiadu KDB, Iwana Tertela. I pilnują, żeby takie zdjęcia pojawiały się i w Polsce. Być może w ten sposób, odwracając uwagę, chcą chronić swoje źródła, które mogą mieć nadal w naszym kraju, o wiele cenniejsze od Szmydta.

Zgodzisz się, że Rosjanie i Białorusini nadal grają skutecznie kartą Szmydta w Polsce? W naszym dyskursie politycznym mamy wzajemne oskarżenia o to, po której stronie był, kto odpowiada za jego karierę. To jest zapewne również odprysk tej sprawy. Myślę nawet, że całkiem spory…

Rosjanie mają duże doświadczenie jak w naszym, strasznie spolaryzowanym społeczeństwie, ten stan jeszcze bardziej pogłębiać. Najlepszym przykładem jest choćby fakt niewydania wraku tupolewa. Zauważmy, jak bardzo pogłębiło to wewnętrzne podziały w Polsce… I Szmydt to kolejna odsłona tego typu osłabiających nas działań. Obserwujemy wymiany tyrad polityków – kto go na sędziego mianował, kto go potem promował... Oczywiste jest, że osoby, które w jakimkolwiek momencie kariery tego człowieka go promowały mają w tej chwili naprawdę spory kłopot. Będą się musiały mocno tłumaczyć w czasie sprawdzającej ich wiwisekcji. Pamiętajmy, że ten człowiek w miejscu, w jakim był, nie miał szans zdobywać informacji z zakresu czysto militarnego, obronnego. Być może liznął tej tematyki w czasie postępowań przed wydaniem niektórych poświadczeń bezpieczeństwa...

Natomiast w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa, czyli instytucjach aparatu administracyjno-państwowego, mógł zdobywać głównie wiedzę z zakresu mechanizmów sprawowania władzy, o ludziach tejże władzy, ich wadach, zaletach, a także być może i cechach negatywnych, które obcy wywiad może wykorzystać. Całkiem zatem możliwe, że Tomasz Szmydt będzie służył pomocą przy profilowaniu niektórych kandydatów, obiektów, którymi mogliby się Białorusini i Rosjanie zainteresować. I będzie również wykorzystywany do rozgrywek, których celem będzie dzielenie, dalsza polaryzacja polskiego społeczeństwa i podsycanie wzajemnych animozji między stronami sporu politycznego w Polsce. W tym wymiarze jego wartość może być jeszcze podtrzymana, ale uważam, że to aktywo będzie bardzo szybko traciło wartość dla drugiej strony.

W kontekście wieloaspektowej, żmudnej procedury sprawdzającej w sprawie Szmydta, o czym mówiłeś, premier poinformował o dofinansowaniu wywiadu i kontrwywiadu środkami rezerwowymi…

Premier mówił o 100 milionów złotych... Wydawać się by mogło, że jest to sporo, ale pamiętajmy – cały budżet ABW/AW, powiększony o wyżej wymienioną kwotę z rezerwy szefa rządu, to ok. 60 proc. tego co idzie co roku na IPN. Nie ujmuję tu absolutnie niczego IPN-owi, ale to równanie jest jasne – mamy historię versus potrzeby dnia codziennego… Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, jakie są priorytety w danym momencie. I kwestia kolejna – dofinansowanie mają otrzymać służby cywilne, bo mowy o naszych służbach wojskowych nie było. A to polski wywiad wojskowy, Agencja Wywiadu Wojskowego była tą służbą, która dokładnie i precyzyjnie przyniosła naszym decydentom wiedzę o tym, co Rosjanie szykują dla Ukrainy i kiedy najprawdopodobniej rozpoczną inwazję. Uważam, że wojsko zostało niezasłużenie pominięte.

Jest też kolejna wypowiedź Donalda Tuska, nawiązująca między innymi do pożaru Hali Marywilskiej. Premier powiedział, że nasze służby udaremniły kilkanaście przypadków co najmniej podpaleń i prób dywersji, ze strony różnego rodzaju dywersantów.

Mówiliśmy o tym już w naszej wcześniejszej rozmowie, przy okazji zatrzymania rosyjskiego dezertera na polsko-rosyjskiej granicy, że Rosjanie mają w Polsce, ale też w innych państwach NATO, nie tylko zwerbowanych „kretów”, ale grupy rozpoznawczo-dywersyjne. Ty i kilku innych niezależnych analityków używacie wręcz hasła mającego być przestrogą: „oni już tu są”…
Szacuję, że na terenie naszego kraju może być około tysiąca takich osób. Anna Maria Dyner z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych miała podobne informacje, choć prof. Krzysztof Chochowski z Państwowej Uczelni Zawodowej im. prof. S. Tarnowskiego w Tarnobrzegu twierdził, że liczę tu dość konserwatywnie, zatem można zakładać, że liczba może być wyższa.

Kiedy rozmawialiśmy w zeszłym tygodniu przewidywałem możliwość wystąpienia pewnych aktów sabotażu w Polsce. I to się potwierdza, nad czym ubolewam, bo wolałbym się mylić… Natomiast w kontekście słów premiera: mam taką refleksję, że być może tacy ludzie jak ja, koleżanki i koledzy, zostali wysłuchani, ktoś zwrócił uwagę na to, o czym mówimy, przed czym ostrzegamy. A nawołujemy do swego rodzaju prewencji, także obywatelskiej. Powinniśmy, bez tzw. uruchomienia tzw. psychozy, racjonalnie, mieć na uwadze obserwację własnego otoczenia. Zwrócenie uwagi na pewne detale, np. coś pozornie nieważnego, ale niecodziennego, może przyczynić się do uniemożliwienia sabotażu. Oczywiście takie niepokojące detale należy zgłaszać służbom - poczynając od policji, a kończąc na tych najbardziej wyspecjalizowanych.

Pamiętam konferencje dotyczące potencjalnych sytuacji kryzysowych, które odbywały się jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę, m.in. w Akademii Marynarki Wojennej czy Wyższej Szkole Administracji i Biznesu w Gdyni. Konkluzja była taka, że nasza infrastruktura krytyczna – porty, żegluga, energetyczne sieci przesyłowe, linie i węzły kolejowe są łatwym celem. Wystarczy komercyjny dron np. ze starym granatem moździerzowym. Teraz Maciej Bando, pełnomocnik ds. infrastruktury krytycznej postuluje zmianę przepisów, by wzmocnić ochronę tej newralgicznej części naszej gospodarki.

Jest naprawdę bardzo dużo do zrobienia w tej kwestii. Rozmawiałem o tym m.in. z Marcinem Samselem, wykładowcą WSAiB i ekspertem ds. zarządzania kryzysowego, bezpieczeństwa m.in. infrastruktury krytycznej. I tu głos w dyskusji nt. rozwoju morskich sił naszego kraju - marynarka wojenna jest nam potrzebna do tego, by bronić i chronić polskie interesy nie tylko na naszych wodach terytorialnych, w naszej morskiej strefie ekonomicznej, ale również infrastruktury podmorskiej na dnie Bałtyku, która działa na rzecz Polski i naszych sojuszników. A wiemy przecież, że Rosjanie nie tylko rozpoznawali, ale również pozwalali sobie na próby niszczenia chociażby Baltic Connector, czyli podmorskiego gazociągu pomiędzy Finlandią a Estonią. Pamiętamy, że został on uszkodzony przez kotwicę, którą ciągnął po dnie, przez kilkanaście mil, rosyjski statek.

Porty, jako spółki, również będą miały sporo do zrobienia w kwestii fizycznych, czy antydronowych, elektronicznych zabezpieczeń...

W tej kwestii nie powinno być dylematu, czy na takie inwestycje w portach państwo będzie stać. Z prostej przyczyny - porty są spółkami, z przeważającym udziałem skarbu państwa, które przynoszą ogromne dochody. Zapewne zaangażowanie 2 proc. rocznego dochodu polskich portów pozwoliłoby skokowo podnieść zdolności biernej i aktywnej ochrony tych obiektów. Są dane, które wskazują, że w rozbudowę zdolności przeładunkowych polskich portów wydano dotychczas około 7 mld zł. Już w pierwszym roku po inwestycjach modernizacyjnych wpłaty do krajowego budżetu z tytułu vatu, ceł i innych opłat wyniosły 41 miliardów złotych. Zatem decyzje w sprawie wzmocnienia zabezpieczeń portów powinny być szybkie. Jest z czego takie zadania sfinansować, z obopólną korzyścią dla państwa i spółek zarządzających portami. Ten interes jest jak najbardziej zbieżny.

Obraz rosyjskiej agentury w Polsce

Są cztery klasyczne metody werbunku wykorzystywane przez służby wszystkich państw – pieniądze, ideologia, kompromaty i ego. Nie wiemy, która z nich zadziałała na Szmydta, i była tylko jedna czy więcej – wynika ze słów prof. Krzysztofa Chochowskiego z Wydziału Nauk Społecznych i Humanistycznych Państwowej Szkoły Zawodowej w Tarnobrzegu.

Obraz działania rosyjskiej agentury w Polsce, jej metod działania, sprawę zdrady Tomasza Szmydta oraz możliwości kontrwywiadowczego zwalczania pracy służb wrogich nam państw zarysował prof. Krzysztof Chochowski wraz z innym analitykami, w czasie spotkania na internetowym kanale prowadzonym przez Macieja Lisowskiego – kpt rezerwy i analityka m.in. kwestii militarnych i bezpieczeństwa.

Spekulacje

Na obecnym etapie sprawy Szmydta komentatorzy, analitycy i publicyści mogą poruszać się w sferze spekulacji – na temat czasu, w którym Tomasz Szmydt mógł nawiązać białoruskim, rosyjskim wywiadem, kwestii tego jakie materiały mógł im przekazać i dlaczego zdecydował się uciec do Mińska. Wiadomo, że jako sędzia prowadził sprawy poświadczeń bezpieczeństwa dla osób, które mają pracować z tajemnicami państwa. Swoją wiedzę na temat wrażliwych danych mógł przekazać wrogim służbom.

- Są cztery klasyczne metody werbunku wykorzystywane przez służby wszystkich państw – pieniądze, ideologia, kompromaty i ego. Nie wiemy, która z nich zadziałała na Szmydta, i była tylko jedna czy więcej – wynika ze słów prof. Krzysztofa Chochowskiego z Wydziału Nauk Społecznych i Humanistycznych Państwowej Szkoły Zawodowej w Tarnobrzegu.

- To raczej nie był agent zwerbowany niedawno i na „szybko” – mówił z kolei prof. Damian Boćkowski,  historyk, profesor Uniwersytetu w Białymstoku i Instytutu Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN w Warszawie. - Trudno go porównywać do Czeczki (polski dezerter który uciekł na Białoruś i po jakimś czasie został znaleziony powieszony w mieszkaniu w Mińsku – red.), niestabilnie emocjonalnego uciekiniera. Czeczko był słabym źródłem, którego Białorusini i Rosjanie nie chcieli.
Wiadomo, że przez polskie służby kontrwywiadowcze prześwietlone zostaną wszystkie osoby, z którymi w Polsce styczność prywatną, zawodową miał Tomasz Szmydt.

- Ponieśliśmy straty wizerunkowe i w zasobach informacyjnych – trzeba je ograniczać – podkreślał prof. Chochowski.
Daniel Boćkowski wiązał potencjalną działalność Szmydta z innym, podejrzanym o szpiegostwo na rzecz Rosji, Tomaszem L. Zatrzymanym w 2022 pracownikiem Urzędu Stanu Cywilnego w Warszawie.

- Ci ludzie mogli „zalegendować” wielu niebezpiecznych ludzi działających w Polsce – tłumaczył Boćkowski.

Oni już tu są

Maciej Korowaj, ppłk rez., oficer wywiadu wojskowego wskazywał, że rosyjska agentura mogła sondować środowisko, w którym obracał się Szmydt, szukać „słabych punktów”.

- Taki agent, umiejscowiony w takim miejscu w jakim był Tomasz Szmydt to dla wrogich służb „złoto”. Świadczy to m.in. o tym, że dana służba prowadzi dość szeroko działalność operacyjną w naszym kraju i może mieć spore zasoby. Niemniej trzeba wiedzieć, że Polska nie jest terenem łatwym dla pracy rosyjskich służb. Niemniej Rosjanie potrafią grać w tę grę – mówił Maciej Korowaj.

Eksperci wskazywali, że mógł poczuć się zagrożony działaniem polskich służb. Stąd decyzja o ucieczce/ewakuacji, którą mógł podjąć samodzielnie lub była to decyzja oficerów, którzy go prowadzili. Maciej Korowaj podkreśla jednocześnie, że ujawnienie Szmydta na Białorusi jest porażką prowadzących go wrogich służb. Sprawdzenie życiorysu bylego sędziego, jego działalności w Polsce może wskazać potencjalnie innych współpracowników wrogich służb lub ich pracowników.

- Białorusini i Rosjanie po ujawnieniu Szmydta stracili czas i pieniądze, które w niego inwestowali. Wiele nocy jest dziś nieprzespanych w siedzibach wywiadu w Moskwie i Mińsku. Rosjanie będą chcieli Szmydta wykorzystać maksymalnie, w tym momencie w sferze propagandowej. Poza tym ma być on również przykładem. Po wpadce ze śmiercią Czeczki rosyjskie i białoruskie służby nie miały dobrego wizerunku w oczach kandydatów do werbunku. Dlatego Szmydt jest dobrze traktowany. My z kolei musimy odwrócić ten „niby” rosyjski sukces. Pokazać, że Szmydt został zmuszony do ucieczki, że jego szkodliwa działalność została przerwana – tłumaczył Maciej Korowaj.

Eksperci wskazywali także na działalność polskich służb skierowanych przeciwko obecnym w naszym kraju grupom rozpoznawczo-dywersyjnym.

- Rosjanie budowali tego typu zasoby w Polsce ad hoc. Oni nie przypuszczali, że przez nasz kraj dostarczana będzie zbrojeniowa pomoc dla Ukrainy. Zakładali po prostu, że ich inwazja na Ukrainę zakończy się bardzo szybkim zwycięstwem – zaznaczał Maciej Korowaj. Dodawał też, że aresztowania w krajach NATO zdrajców pracujących na rzecz Rosji, w ostatnich miesiącach, pokazywały skalę zaangażowania wywiadowczego rosyjskich służb ale też skuteczność kontrwywiadów w państwach sojuszniczych.

Co trzeba zrobić

- Należy zastanowić się, czy tego zająca (Szmydta -red.) nie wypłoszyły służby naszych sojuszników, mające znacznie większe zasoby personalne i finansowe – mówił prof. Chochowski. - Ta sprawa jest sygnałem dla naszych decydentów, by zacząć nasze służby kontrwywiadowcze i wywiadowcze rozbudowywać. - Myślę, że dziś przy wyjaśnianiu sprawy Szmydta wszystkie dostępne ręce są „na pokładzie” – dodawał prof. Boćkowski. Dodawał, że służby w Polsce nie mogą mieć łatki partyjnej przybudówki i odzyskać wizerunek skutecznej, profesjonalnej służby.

- SBU (Służba Bezpieczeństwa Ukrainy) w samym Kijowie ma 20 tys. oficerów. W naszych służbach jest kilka tysięcy wakatów. Przed nami praca na lata, przekraczająca na pewno kadencję parlamentarną – mówi Maciej Lisowski. - Pozostaje pytanie kto będzie sprawdzał kandydatów na sędziów w Polsce, bo system funkcjonujący od 30 lat, w którym sędziowie otrzymują dostęp do informacji niejawnych „w imię zasad” zwyczajnie zawiódł. Liczę, że środowisko sędziowskie zostanie teraz „uodpornione”.
- Myślę, że do rzeki, w której był Tomasz Szmydt, nikt ze środowiska sędziowskiego już nie wejdzie – mówił Maciej Korowaj.

Autor dziękuje Maciejowi Lisowskiemu za zgodę na wykorzystanie materiałów. Cały materiał dostępny w serwisie youtube.com, na kanale „Kapitan Lisowski”

CZYTAJ TEŻ: Brytyjska armia w Porcie Gdańsk. To część manewrów Steadfast Defender-24

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Porty muszą być zabezpieczone. To cel sabotażu. Obraz rosyjskiej agentury w Polsce - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto